Co Cię czeka po skończeniu pracy dyplomowej
Jeśli sądzisz, że z chwilą postawienia ostatniej
kropki w pracy dyplomowej poczujesz ulgę, to grubo się mylisz. Coś o tym wiem,
bo sama się tak pomyliłam. Będąc świeżo po napisaniu pracy licencjackiej, która
na szczęście jest już zatwierdzona, pozwolę sobie napisać co się z człowiekiem
dzieje i co na niego czeka w takich chwilach.
GDZIE TA ULGA?
W maju, kiedy moja praca jeszcze raczkowała, siedziałam sobie pewnego wieczora
i rozmyślałam nad moim marnym studenckim losem, przypominałam sobie jak rok
temu było pięknie w maju i co wtedy robiłam. Porównywałam to z wizją pisania
dalszej części pracy i myślami byłam już przy… ostatniej kropce! Wtedy właśnie
pomyślałam sobie, że to będzie taka wiekopomna chwila, kiedy palec wskazujący
klepnie klawisz kropki i to już będzie naprawdę, ale to naprawdę koniec. I już
otwierałam szeroko ramiona, by przygarnąć do siebie tę ulgę, kiedy w zeszły
piątek klepnęłam tę wymarzoną kropkę i… Przyszło mi uderzyć w mur. Wrzuciłam
plik do załącznika i skromnie-nieskromnie dumna z siebie wysłałam go
promotorowi. Wyłączyłam komputer, rozsiadłam się wygodnie. Ale coś mnie męczyło.
A przecież ulga nijak nas męczyć nie powinna…
CZAS OCZEKIWANIA
Ulga nie przyszła. Przyszła za to wizja. O matko, ale będzie poprawiania, co ja
zrobię, ja nie zdążę. Poprosiłam w wiadomości do promotora o możliwie szybki
mail zwrotny i siedziałam, myśląc, że czekam na wyrok. Jakbym obgryzała
paznokcie, to wyjadłabym je do samych skórek. Wyrok przyszedł zadziwiająco
szybko, a do tego sprawiedliwy. Oprócz drobnych poprawek, praca mogła iść do
druku.
COŚ NA WZÓR ULGI
Dopiero pozytywna opinia promotora jest w stanie okiełznać burzę emocji rozpętaną
w studencie. Uwierzcie mi, nawet najlepsi, najzdolniejsi, Mickiewiczowie prac dyplomowych mieli pełno w gaciach, zanim nie
padło zbawienne „do druku”. A ta wyczekiwana ulga tak naprawdę przychodzi, kiedy trzymacie w dłoni cieplutkie
jeszcze egzemplarze waszych naukowych wypocin.
ALE…
…żadne ale, chciałoby się powiedzieć. Przykro mi, zanim się do reszty rozlejemy
na kanapach przed TV, z paczką czipsów z Biedry w lewej i piwkiem w prawej, pamiętajmy,
że pracę jeszcze trzeba obronić.
Czy Wy też nie tego oczekiwaliście po tym ogromnym
wysiłku, jakim jest napisanie pracy dyplomowej? Cóż, na ulgę jeszcze przyjdzie
czas…
Do przeczytania!

Ohhh to dopiero przede mną. Właśnie dopiero co skończyliśmy II rok, a ja już myślę o pracy licencjackiej, bo wiem, że na zaocznych muszę się za nią zabrać dużo szybciej niż na normalnych studiach. Już na II rok na proseminarium coś robiliśmy i jako taki wstęp do pracy mam. Teraz czeka mnie tak naprawdę najgorsze i jeszcze gorsze - napisanie jej na III roku i jak napisałaś obronienie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Tak Po Prostu BLOG :)
Też już po drugim roku myślałam o pisaniu pracy i jakie to będzie straszne, a potem życie zweryfikowało i mi się pisać jej nie chciało, zaczęłam jako tako w lutym i wyrobiłam się na niemal ostatnią chwilę. Jak musisz się zabrać za nią dużo wcześniej to dobrze, im wcześniej tym lepiej, ja jestem na siebie zła, że nie zabrałam się za pisanie np już w listopadzie.
UsuńPozdrawiam, dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie! :)